Niedzielne plany.

Niedzielne plany.

Kolejna niedziela i raczej nie jest to dzień odpoczynku, przynajmniej dla mnie. Mąż siedział do późna w sobotę (pracował przy komputerze), więc w nocy znowu ja wstawałam do Kubusia. Miałam się odespać dziś rano – to jedyny dzień kiedy mogę, teoretycznie mogę, bo w praktyce różnie bywa. W sobotę odsypia się mąż w niedzielę ja. Jemu się udało, jak co sobotę, bo ja się zajęłam dziećmi ale mi już w niedzielę niekoniecznie. Kubuś zerwał mnie już po 6.15, a mąż spał dalej. Pomyślałam sobie, ok ona pracował do późna więc wstałam.

Nastawiłam rosołek, dla Kubusia zupka, zrobiłam chłopakom śniadanie, ubieranie, ścielenie łóżek, wietrzenie pokoi – rany kiedy będzie można jak kiedyś powłóczyć się w piżamie do 12.00 🙂 to były beztroskie spokojne niedzielne poranki. Mąż mi robił śniadanie, przynosił do łóżka – pamiętam jak dziś – wiosenne kanapki, sok pomarańczowy i herbatkę. Pamiętam, że na tych kanapkach było wszystko – wędlina, ser topiony, ser żółty, pasta paprykowa, pomidor, ogórek, sałata, na to majonez i pieprz, sól. Zawsze to tak pięknie potrafił skomponować, że jak za każdym razem gryzłam bułkę to czułam w ustach inny smak. Na samo wspomnienie uśmiecham się pod noskiem 🙂 Kochany ten mój mąż – kucharz 🙂

Ja oczywiście tej niedzieli również zrobiłam ukochanemu śniadanie – tosty z czerstwego chleba (grzech wyrzucać pieczywo jak na świecie tyle ludzi głoduje) resztka sera żółtego i kawałek kiełbasy, a toster zrobił resztę, uczyni cuda. Apetyczne śniadanie było gotowe.

Ale prawdziwe wyzwanie tego dnia było jeszcze przede mną. Wyjeżdżamy na święta Wielkanocne do dziadków (moich rodziców) do Przemyśla. W drugi dzień świąt, czyli w lany poniedziałek będą chrzciny Kubusia – szykuje się więc impreza. Wyjazd przy dwójce małych dzieci to prawdziwa wyprawa za morze. Tu musi być plan działania, co zabrać?, ile tego zabrać?, gdzie co w samochodzie poukładać?, muszę przewidzieć wszystkie możliwe sytuacje, mogące wydarzyć się w czasie podróży – ale czy to jest możliwe ….? No i oczywiście wyszykować siebie i męża. Więc tak naprawdę szykuję troje dzieci a nie dwoje 🙂 Pozdrawiam Cię kochanie 🙂

Dziś do południe prasowałam to, co wcześniej całą sobotę prałam. Ogrom ciuchów – Kubuś codziennie ma czyste ciuchy, a czasem trzeba go dodatkowo przebierać. Ciuchy na co dzień, ciuchy do wyjścia, piżamy – spory zapas, pieluchy, butelki, smoczki, mleko, kaszki, słoiki ….wózek, siedzisko do karmienia, zabawki Kubusia – dobrze, że mamy duży bagażnik w samochodzie. Maciuś poczuł zew pakowania i również zabrał się za układanie zabawek i książeczek, które mają mu towarzyszyć w podróży. Sporo tego wyszło, no ale niech się chłopak uczy pakować, przemyślanie wybierać rzeczy do podróży, co by kiedyś jego żona za niego tego nie robiła 🙂

Mąż nakarmił Kubusia, maruderka spała później na tarasie w promieniach słonecznych, łapiąc witaminę D. Mieliśmy iść wszyscy na spacer ale jedzenie i spanie Kuby zbiegło się w czasie …. Mąż wyręczył mnie i zrobił dziś drugie danie 🙂 więc ja mogłam się w spokoju pobawić ze starszym synem i trochę po odpoczywać na podłodze. Późnym popołudniem poszliśmy zobaczyć nowego członka w rodzinie naszych przyjaciół – Hanię, która ma już 7 dni. Taka ona malutka, drobniutka, ma czarne włoski – jeszcze niedawno Kubuś taki był. To niesamowite, że jeszcze chwilę temu nosiło się małą istotkę po serduszkiem, a już za następną chwilę nasze maleństwo jest na świecie razem z nami. Jak ten czas szybko leci.….

Dla malutkie Hani, co by zdrowo rosła i mamusi w nocy spać dała. Na dobry początek, na dobry start w życie przesyłam obraz z kwiatem. Biała margerytka delikatna i niewinna jak Hania. Pozdrawiam wszystkie świeżo upieczone mamy.

Obraz kwiat margerytki