No i jestem. Wczoraj po moim pierwszym blogowym wpisie byłam taka podekscytowana, taka pozytywnie naładowana, nawet bym powiedziała napalona na pisanie, że chciałam pisać „coś” kolejnego. Ale nowy dzień, to i nowe możliwości.
Dziś mamy piątek, początek weekendu. Za oknem szarówka – wiosna nie może się zdecydować, czy już przyjść, czy jeszcze zaczekać parę dni.
Ja osobiście wolę by już przyszła. Mam dość tego ubierania się w rajstopy, kurtkę, czapkę. Podobnie jak myj Kubuś. Młody się napina i gimnastykuj, kiedy ubieram mu czapkę. Im starszy, im większy ty bardziej komunikuje się ze światem i nie na wszystko się zgadza.
Już nie mogę się doczekać jak słońce na dobre zaświeci we Wrocławiu. Tak mieszkam w tej pięknej stolicy dolnego śląska już od 12 lat. Rany jak ten czas leci. Tu wiosna zawsze przychodzi szybko. Aż chce się żyć, działać, coś robić. Człowiek wstaje i ma baterie naładowane na 200%.
Pamiętam swój pierwszy dzień we Wrocławiu – niewiarygodne pamiętam go tak dobrze jakby to było wczoraj.
Przyjechałam z małego miasteczka do weeeelkiego miasta złożyć dokumenty na studia. Pierwszy raz jechałam tramwajem, trzęsło jak cholera, trzeba się było dobrze trzymać, bo jak motorniczy wchodził ze swoją bryką w zakręt to można było wypaść z zajmowanego w tramwaju miejsca. Wtedy to był jeszcze stary, bardzo stary tramwaj. Teraz już takie nie jeżdżą. Teraz mamy tramwaje na liniach przyśpieszonych, które wyglądają jak kosmiczne maszyny, w czasie jazdy z tobą rozmawiają, mówią gdzie są ( co byś się nie zgubił) i otwierają ci drzwi (cobyś się nie zmęczył).
Wtedy trzeba było korzystać z mapy albo dobrze czytać na słupie informacyjnym jakie stacje będziemy mijać, teraz jesteś zwolniony z myślenia. Wsiadasz i jedziesz ….
Wcale się nie dziwie, że mój starszy syn lubi jeździć tramwajem i sprawia mu to przyjemność.
Jechałam na pl. Grunwaldzki złożyć papiery na polibudę (Politechnikę Wrocławską). Tramwaj przejeżdżał przez most Grunwaldzki. Rany jaka ja byłam zauroczona tą wielką, monumentalną budowlą. Poczułam się jak jakaś księżniczka, która jedzie do pałacu, gdzie droga prowadzi przez ogromny most. Kłaniałam się w tramwaju na wszystkie strony oglądając most przez brudne szyby tego dziwnego środka lokomocji. Słowo daję, nawet teraz to wspomnie jest dla mnie tak wyraźne i tak żywe. W dalszym ciągu uważam że wrocławski most Grunwaldzki bije inne mosty na głowę. Dla wszytskich pasjonatów tego dzieła załączam obraz. Most Grunwaldzki Grunwaldzki nocą.
W późniejszych latach słyszałam najróżniejsze historii o tym moście o jego twórcy. Mówi się, że jest taka zasada, projektant mostu w dniu jego otwarcia staje pod mostem i puszczany jest ruch na moście. Jeżeli przy pierwszym przejeździe most się nie zawali, nie runie, to znaczy, że wszystko zostało dobrze zaprojektowane. Most Grunwaldzie dalej stoi, i dobrze bo dalej mogę go podziwiać.
Tytuł zabrzmiał dwuznacznie 😉
Studiowałam we Wrocławiu, a obok mostu na Wybrzeżu Wyspiańskiego miałam stancję. Dodam, że most widziany w nocy wygląda naprawdę romantycznie.
Miało zabrzmieć dwuznacznie, po to by przyciągnąć czytelnika …. O ile mi wiadomo, chwytliwy slogan to połowa sukcesu 🙂