Pakowania, końca nie widać. Dziś wyjeżdżamy, a ja tu stale coś dopakowuje. Ogromna walizka, torby podróżne, torba z jedzeniem, torba z zabawkami, torba podróżna, torebka, koc, kocyk dla Kubusia… kto ma dzieci i gdziekolwiek wyjeżdża, to wie co to oznacza.
Podręczna kartka z listą rzeczy do wzięcia stale się powiększa, bo by nie przeciążać mojego mózgu przelewam wszystkie informacje na papier – a tak na marginesie to bardzo dobry sposób planowania, co należy zabrać. A tak naprawdę, gdybym nie zapisywała na kartce co mam zabrać, to pewnie bym wiele rzeczy zapomniała. Ja zaczynam taką listę wypełniać już kilka dni przed planowanym wyjazdem. Bo krzątając się po pokojach, kuchni, dotykam rzeczy, które wiem, że przydadzą mi się w podróży i w danym momencie o tym pamiętam, ale pamięć bywa zawodna.
Może pakowanie i późniejsze rozpakowywanie, jest męczące ale tak naprawdę, to cieszę się na ten wyjazd. A już na pewno cieszy się mój starszy syn Maciuś. On to lubi jeździć samochodem i bardzo stęsknił się za dziadkami. Od kilku dni o niczym innym nie mówi, tylko o wyjeździe, że się zobaczy z babcią, dziadkiem i nianią ( to jego prababcia, ale dla rozróżnienia babć tak sobie ją nazwał ). Że odwiedzi swoją sąsiadkę Nikole – 7-letnią koleżankę, że zobaczy się w wujkiem Łukaszkiem – jak to się z czule o nim wyraża. Dziadkom zapowiedział, że będzie z nimi spał.
A wczoraj, kiedy rozmawiał z babcią Kasią przez skype, to wyznał jej miłość „Babciu kocham Cię”. To niesamowite, że czterolatek potrafi tak emocjonalnie podchodzić do różnych sytuacji.
No co tu dużo mówić, jest zżyty ze swoimi dziadkami i z miejscem mojego dzieciństwa. To miłe.
Wczoraj wieczorem, przed spaniem ograniczyliśmy się tylko do przeczytania jednej bajki i szklanki wody – pozostałe czynności zostały nieodfajkowane z listy „czynności obowiązkowe przed snem”. Nie chciał by mu opowiadano bajki o Złomku, nie czytałam literek, nie wołał mnie po kilka razy jak to ma w zwyczaju i nie pytał „co może robić”. Cichutko leżał w łóżeczku i powoli zasypiał – pewnie myślał o wyjeździe 🙂
Ja mam nadzieję, że wszystko dobrze pójdzie w czasie jazdy. Że Kubuś nie będzie marudził i szybko uśnie. Czeka nas długa trasa, bo około 500 km. My pokonujemy tę trasę samochodem, w godzinach wieczornych (co ma znaczenie) w czasie około 6 do 7 godzin. Pociągiem – jeśli wszystko pójdzie bez większych niespodzianek czas podróży wynosi około 10 godzin. Teraz nawet dłużej bo „zabrane” zostały pociągi bezpośrednie na trasie Przemyśl-Wrocław. W najlepszych warunkach przesiadamy się tylko raz w Krakowie. A tak na marginesie to wielka, wielka tragedia i porażka, że likwiduje się bezpośrednie połączenia. Za moich czasów studenckich, było chyba z cztery bezpośrednie połączenia. Najlepsza godzina na wyjazd to po 22.00 – wsiadało się we Wrocławiu a rano byłaś na miejscu w Przemyślu. Maksymalne wykorzystanie czasu. Trochę się spało, trochę rozmawiało i czas szybciej leciał, a później cały dzień był do dyspozycji.
Swoją droga to nie rozumiem dlaczego kolej, która dostała takie ogromne pieniądze z Unii Europejskiej na modernizację kolei, nie wykorzystała tego? „I śmiech na sali” …. przeplatany rozpaczą musiała to zwrócić do budżetu UE !!!
Dla wszystkich będących w podróży, co by bezpiecznie do celu do jechali, by wycieczka była dla nich przyjemnością – nawet w pociągu – przesyłam obraz na płótnie z zakorkowanymi ulicami. Szerokiej drogi.