Spokojna niedziela.

Spokojna niedziela.

Niedziela, wydawało by się, że to dzień spokoju, odpoczynku, to czas spędzania go z rodziną. No tak w atmosferze rodzinnej, to tak, tu się zgodzę, proporcja zachowana w 100%. Niestety co do odpoczynku i spokoju, to można sobie pomarzyć. Może za jakieś 3-4 lata, kiedy chłopaki będą większe, starsze i same będą sobie organizować czas. A tak na marginesie za moich dziecięcych czasów, ja z kuzynkami i rodzeństwem sama organizowałam sobie czas. Wtedy to nie było placów zabaw w galeriach, to których możesz zabrać swoją pociechę i niech się dziecko wybiega i wyszaleje. Albo „niedziela z bają” w multipleksach. Albo idziesz do parku po niedzielnym obiedzie.

Za moich czasów razem się chodziło do kościoła, jadło obiad i każdy z nas – dzieciaków – zajmował się sam sobą – a to piaskownica i słynne babki z piasku, a to graliśmy w krawężniki.
Moi rodzice mieszkają w domku jednorodzinnym i tam wzdłuż ulicy były – nadal są – krawężniki. Rzucało się tak piłką, by trafić w ten krawężnik, by piłka do Ciebie wróciła, wtedy był punkt. Albo słynne pstrykanie kabzelkami po piwie. Rany na samo wspomnienie tej zabawy się uśmiecham pod nosem. Rysowało się na chodniku kredą trasę i pstrykało się palcem w kabzel, tak by nie wypadł on za narysowaną linię. Wygrywał ten, kto pierwszy dotarł do mety. Albo całymi dniami grało się w gumę do grania – w szkole, na podwórku. Jazda na rowerze, lub beztroskie leżenie na trawie.

A teraz, teraz wszędzie musisz wyjść z dzieckiem – teraz mieszkam w bloku, wprawdzie z dużym tarasem, ale czasem trzeba przekroczyć progi mieszkania i wyjść, a to na osiedlowy plac zabaw, a to na spacer do parku. Mój syn ciągle che by się z nim bawić, a to w coś pograć, a to pokopać piłkę, a to pokładać klocki, a to poczytać bajkę o Franku. Nie przypominam sobie by moi rodzice mi coś czytali…. Mój mały przed spaniem ma swój czytankowy rytuał – dwie bajki o Franku – czerwonym samochodziku, rymowanki o literkach – tak z 4 do 6, modlitwa, i oczywiście tato musi opowiedzieć przygodę o Zygzaku i Złomku. To fakt, to akurat ma swój plus – dzięki czytaniu, młody się rozwija i poszerza swój zasób słów. A dodatkowo, kiedy marudzi, że nie chce się kąpać, myć zębów to wizja pójścia spać, bez Franka czy opowiadania o Złomu działa na niego jak „płachta na byczka” w try miga wykonuje wszystkie wieczorne czynności.

To „spędzanie” wspólnie czasu jest oczywiście fajne ale i bywa męczące, bo nie ukrywajmy, czasem masz ochotę klapnąć na kanapie – poczytać plotkarską gazetę lub bez sensu pogapić się w TV. A jeszcze obowiązki domowe…

Obowiązki …. Maciuś lubi mi pomagać w kuchni. Tłucze kotlety, a to piecze ze mną mafinki, straszny z niego słodyczowy łasuch. Uwielbia sałatkę owocową (kiwi, banan, pomarańcza, jabłko), polaną jogurtem naturalnym– a najlepiej by miała na sobie tony bitej śmietany :). A to robi kanapki – sparuje masłem, układa wędlinkę, a przy tym jeszcze to komentuje swoim dziecięcym językiem. Przy tym bywa zabawny i rozczulający. Może będzie z niego jakiś kucharz …

Dla mojego słodyczowego łakomczuszka obraz tryptyk z owocowymi plastrami. Kocham tych moich chłopaków, te moje małe aniołki :).

Obraz z owocami